środa, 3 września 2014

Co dalej?

Nadeszła chwila, by określić się co robimy dalej.
dziś miała nam w tym pomóc Pani Dr...
uczucia mam mieszane.
zalecenie na chwilę obecną to antyki na miesiąc, wykonanie hsg i ewentualnie 3 inseminacje.
oczywiście wynik hsg jest w tej sytuacji kluczowy.

Kobietki,
jakie macie doświadczenia z inseminacjami?
czy to w ogóle ma jakiś sens?
czy nie lepiej od razu przejść do IVF?
czy znacie kogoś, kto zaciążył dzięki inseminacjom?


mam o czym myśleć w najbliższym czasie...

16 komentarzy:

  1. Też mam tysiąc myśli w głowie....Co do inseminacji nie podpowiem. Po zobaczeniu wyników męża lekarz od razu powiedział, że to kwalifikacja do in vitro. Czekamy na wyniki badań genetycznych i będziemy się zastanawiać nad decyzją. Antyki będę teraz brać przez 3 miesiące.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no własnie... podejmowanie decyzji nie jest łatwe...
      życzę powodzenia.
      nam obu ;]

      Usuń
    2. Trzymam kciuki i nam obu kibicuję :)

      Usuń
  2. A czy bez tych inseminacji zakwalifikujesz się od razu do programu rządowego?
    Żeby nie było. Gdy mi w Invikcie zaproponowali inseminacje (też trzy) nikt by mnie od tego pomysłu nie odwiódł. Po prostu byłam pewna że się uda a nasze wyniki dawały spore nadzieje przy tej metodzie.
    Jednak, po pierwsze: ładunek emocjonalny jest chyba ten sam jak przy In Vitro. Czyli ogromne nadzieje a potem oczekiwanie na betę (co jest chyba najgorsze w tym wszystkim).
    Po drugie, biorąc pod uwagę to, że teraz jest program rządowy i do tego refundacja leków, to nie wiem czy inseminacje nie wyjdą Ci drożej.
    Po trzecie, jeśli (tfu, tfu) nic nie wyjdzie z tych trzech podejść może się okazać, że będziesz tak wypompowana psychicznie i emocjonalnie, że przed In Vitro będziesz musiała sporo odpocząć i poukładać sobie w głowie, żeby wykrzesać deczko optymizmu i nadziei.
    Przynajmniej ja tak miałam.
    Ja znam tylko jedną osobę (z blogosfery, w realu nikogo) której się udała inseminacja. Nie wiem za którym razem, ale wiem że dziewczyny robią i cztery i pięć podejść a czasem i więcej, chociaż z medycznego punktu widzenia nie ma to sensu.
    Polecam książkę "Drogi ku płodności". Świetnie są opisane wszystkie procedury i to, czego np. się wystrzegać. Czym kierować się przy wyborze klinki, lekarza itp.
    Na koniec mogę Ci doradzić, że musisz być świadomą pacjentką bo może się zdarzyć, że połowę badań zrobisz niepotrzebnie i co za tym idzie wydasz dużo kasy, która jeszcze Ci się przyda. Mnie tak wydoili w Gdańsku.
    Mocno trzymam kciuki.
    Buziaki wielkie:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za info Carrie. Nie wiem czy 3 inseminacje są dla nas kwalifikacją do programu. Na pewno widziałam taki wymóg na ich www, ale jest też wpisana endometrioza - a tą niby mam, choć nigdzie na piśmie. Sama Pani Dr widząc pierwsze usg twierdziła, że są duże zmiany spowodowane endometriozą. Więc może to by wystarczyło?
      przespałam się z tym i jednak na 90 % chyba nie podejdę do inseminacji.
      szkoda mi czasu i pieniędzy.
      poza tym jestem w zasadzie pewna, że hsg wykaże niedrożność.

      Usuń
    2. Według Europejskiego Stowarzyszenia do Spraw Leczenia niepłodności inseminacja ma sens i może być powtarzana nawet do 6 razy.

      Usuń
    3. tak, wiem, ale chciałam przeczytać to od osób, którym rzeczywiście pomogła. Teoria to teoria, a co innego potwierdzone opinie.
      Ja z pewnością nie chciałabym podchodzić aż 6 razy, 3 to wg mnie już dużo.

      Usuń
  3. W temacie się nie wypowiem, ale kciuki trzymam i życzę jak najlepiej :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem, czy Carrie nie pisała o mnie.
    Mnie się udały dwie inseminacje. Z jednej (to była moja 3 w życiu) mam córkę. Drugą (to była pierwsza w podejściu do "kolejnego" dziecka) ciążę z inseminacji poroniłam. Synka mam z in vitro (z crio, bo świeży transfer się nie udał), ponieważ insemki nie miały już sensu, pęcherzyki robiły sobie jaja i było coś nie tak (4 nie wyszły).
    Moim zdaniem inseminacja ma sens. Ale - jak to mówi mój dr, warto zrobić z 3-4 i pójść w kierunku in vitro. Więcej nie ma się co bawić, bo szkoda kasy najzwyczajniej.
    Moja przyjaciółka ma dwoje dzieci z inseminacji (pierwsze z pierwszej, drugie chyba z ósmej czy dziewiątej).
    Moja dobra koleżanka miała 2 inseminacje w życiu. Pierwsza zaowocowała ciążą, którą poroniła. Z drugiej IUI ma córkę.
    Z mojej perspektywy - IUI ma sens. Ale nie do bólu (choć znam dziewczynę, która zaszła - Uwaga! po 38 inseminacji). I naprawdę warto robić ją u kogoś sensownego, gdzie to się faktycznie udaje. A nie gdziekolwiek.
    Kiedyś niezłe było Salve w Łodzi, z tego co kojarzę, ale nie wiem jak teraz tam jest (dr Sobkiewicz).
    Mogę też z czystym sumieniem polecić moją klinikę i doktora. Jestem dowodem, że to działa.
    Polecam Ci też zalogować się na naszego bociana i poczytać wątki inseminacyjne. Ciąż jest mnóstwo.
    Trzymam kciuki. Jakby co pisz na mail.
    juti@poczta.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hmmm... czyli jednak czasem inseminacja skutkuje....
      dałaś mi do myślenia.
      nie wydaje mi się jednak, bym chciała próbować aż 3 razy. A już 38 inseminacji to jakiś kosmos!
      muszę o tym jeszcze dużo poczytać, bo nawet nie mam pojęcia jak to wygląda, jak przebiega.
      dzięki za info w każdym bądź razie :)

      Usuń
    2. No jasne, że skutkuje. Ale jest zdecydowanie mniej skuteczna niż IVF, o czym na pewno trzeba pamiętać. Każda IUI to kilka do kilkunastu procent szans, że się uda. IV około 50%, zatem różnica jest znaczna.
      Moim zdaniem - jeśli się decydować na IUI - to na pewno nie na jedną, bo można się bardzo zawieść.
      Jak się planuje dziecko naturalnie, to też zwykle nie wychodzi za 1 razem, tylko próbuje się kilka razy i nie wcześniej niż po pół roku leci się do lekarza. Z IUI jest ciut podobnie, choć skuteczność nieco większa niż normalna. No w każdym razie warto nazbierać kasę na kilka. Może nie na 38 ;) ale na 3 -6 - to takie przeciętny czas, kiedy powinno się udać.
      I przekalkulować, czy to się opłaca finansowo (i psychicznie) wobec IVF.
      Ja przy pierwszym dziecku miałam plan podejść do sześciu. Przy drugim też, ale potem się okazało (po 4 chyba), że naprawdę nie ma sensu, bo miałam dwie już na siłę i bardziej na moją prośbę (dr nie widział raczej sensu), a na same leki do stymulacji wydawałam prawie tysiąc zł co cykl i produkowałam jeden pęcherzyk. I jeszcze nie było pewności, czy on prawidłowo pękał. I dr powiedział: musimy zajrzeć do tych komórek, bo nie wiadomo, co się dzieje...
      Na szczęście nic złego się nie działo.
      Z moich (wieloletnich :) ) obserwacji wynika też, że inseminacja częściej się sprawdza przy kłopotach męskich niż jakichś "mocno damskich". Nie traktuj tego jako regułę czy wyrok, ale widzę, że faktycznie częściej udają się insemki, gdy chodzi o nasienie, a z kobietą jest raczej ok.

      A sama inseminacja trwa chwilę. Tylko zakładają taki wziernik (keteter chyba się nazywa) i przez ten kateter podaje się nasienie. I już. Zwykle każą chwilę leżeć.
      A wcześniej - klasyka. Monitoring, zwykle także stymulacja (choć mój dr kazał co 2 miesiąc odpoczywać od stymulacji i podchodzić do IUI na naturalnym cyklu - bardzo mu nie wierzyłam i byłam zła, że tak wymyśla, ale jak zawsze miał racje - obie ciąże z IUI były u mnie na cyklu naturalnym, na 1 pęcherzyku). Jak jesteś gotowa to zastrzyk na pęknięcie (jeśli naturalny cykl, to nie) i za 2 dni na IUI. A partner z Tobą. Oddaje nasienie, które jest obrabiane, żeby poprawić jego jakość (m.in. podkręcany jest ruch).
      I czekasz na efekt.
      I czujesz się w ciąży od początku ;)

      Pozdrawiam i trzymam!

      Usuń
    3. kurde, kurde.... Juti, nie wiem ile masz lat i ile to wszystko u Ciebie trwało, ale ja nie mam już zbyt wiele czasu... mam 33 lata, do tego potężną endometriozę i choćby tylko ze względu na nią muszę się spieszyć :(

      Usuń
    4. Z córką miałam trochę czasu, bo zaszłam w ciążę, mając 30 lat (starania - 2 lata).
      Ale z synkiem czasu nie miałam.
      35.5 - gdy zaczynałam. Poronienie. Potem się okazało, że źle to wygląda. Od początku był "problem męski", ale już wtedy doszły też moje. Dr powiedział, że trzeba in vitro, bo jeśli będziemy się tak bawić, to jak sobie za rok wymyślę in vitro, może się okazać, że za późno, nie będzie na czym robić. Zbadałam amh. Graniczne (choć nie tragiczne). Ale miałam dowody, że mam niewiele czasu. I słowa doktora, że trzeba pójść w in vitro, bo możemy nie zdążyć.
      Nie znam się na endometriozie, ale jeśli ona faktycznie bardzo ogranicza zajście w ciążę, pogadałabym z jakimś sensownym lekarzem (np. Białystok Bocian, Warszawa Novum) i myślała raczej o in vitro. Czas masz, 33 to nie jakaś tragedia, ale nie wiem, jak z tą endometriozą.
      Robiłaś ocenę rezerwy jajnikowej?

      Usuń
    5. No właśnie endometrioza u mnie jest największym problemem, dlatego upływający czas działa na moją niekorzyść. Powinnam brać leki powstrzymujące jej rozwój, ale wtedy wykluczone są starania...
      niebawem miną 2 lata odkąd jestem bez leków... obawiam się, że w moim brzuchu sytuacja wygląda jak przed operacją... o ile nie gorzej.
      nie mam możliwości leczenia w Warszawie, czy Białymstoku - za daleko.

      tak piszę i piszę i sama upewniam się coraz bardziej, że szkoda czasu na inseminacje...

      Usuń
    6. No i może takie upewnienie jest Ci potrzebne?
      Czasem warto działać od razu "z grubej rury".

      Usuń