Wróciłam.
zmęczona i obolała, leczę zakwasy lampką wina.
tak, wiem, że lepsze piwo, ale cóż poradzę, że nie lubię ;]
pojeździłam, pozwiedzałam, nabiłam kilkadziesiąt kilometrów "w nogach", posmakowałam, powdychałam, nacieszyłam oczy...
rozkosz dla wszelkich zmysłów.
uspokoiłam skołatane nerwy.
naładowanie energią skutecznie wykorzystałam w domowych pieleszach.
zaledwie w 2 dni wymalowaliśmy i wysprzątaliśmy całe mieszkanie.
mam wrażenie, że czas mnie goni,
dni coraz krótsze, wieczory chłodniejsze...
a ja jeszcze tyle chciałabym/chcę/muszę zrobić...
przyszły tydzień zapowiada się równie intensywnie.
ciągle jeszcze trwa lato i ukochany sierpień...
jeszcze chwila urlopu, którą trzeba wykorzystać maksymalnie...
żeby wystarczyło na jak najdłużej...
nie mam czasu na myślenie.
tak jest prościej.
i tak właśnie wolę.
Cieszy mnie ta notka, bo robi wrażenie, że ciut lepiej u Ciebie :) Pomysł by nie myśleć za dużo bardzo dobry, sama w pewnych kwestiach staram się stosować tą taktykę. Spokoju ducha życzę i trzymam kciuki, żeby Ci życie nie fundowało więcej kopniaków.
OdpowiedzUsuń"It can't rain all the time..." - jak brzmi cytat z jednego z moich ulubionych filmów ;)
Usuńwstałam, otrzepałam się i idę dalej :)
ale życzenia zawsze się przydadzą :D
dziękuję i nawzajem :)
Czyli jest juz troche lepiej niz na poczatku urlopu? Mam nadzieje, bo brzmialo powaznie.. :*
OdpowiedzUsuńCiesze sie, ze urlop sie udal. :) I ze nie masz czasu na myslenie.. tez tak lubie.. :)
Jest lepiej, ale ciągle pracujemy nad tym by było dobrze ;)
UsuńUrlopu już niestety końcówka, a co gorsza: zaczyna mi się włączać podświadome myślenie o pracy :-/