wtorek, 4 lutego 2014

Wracając do żywych...

Nie traciłam nadziei do ostatniej chwili.
Jednak test się nie pomylił i w niedzielę zostałam powalona.. nie wspomnę nawet o nocy z niedzieli na poniedziałek, bo i po co.
Dziś jest już nieco lepiej, udało mi się obyć bez środków przeciwbólowych, więc dzień zaliczam do udanych.
Muszę jak najszybciej napisać pismo do szpitala, w którym byłam operowana, by przesłali mi ksero protokołu pooperacyjnego.
Nie mam pojęcia czy będą łaskawi uczynić w stronę byłej pacjentki ten gest, ale liczę na odrobinę zrozumienia.

Zamierzam również w najbliższym czasie umówić się do kliniki (dlatego m.in. bardzo przydałby mi się ów protokół).
Nie ma sensu tego odkładać.
Poczytałam troszkę fora i z tego, co się dowiedziałam wiele par idąc na pierwszą wizytę ma ze sobą nie tylko komplet dokumentów, historię choroby i leczenia, ale także wykonany zestaw badań.
Ja niestety żadnego z tych badań nigdy nie robiłam.
Cóż... pójdę z marszu... niech dokładnie powiedzą co i ewentualnie gdzie mam zrobić...
Mam lekkie duszności na myśl o kosztach...
Jednak innego wyjścia nie mam...

Zegar tyka.

6 komentarzy:

  1. Jeśli chodzi o badania to również przede wszystkim zbadać będzie musial sie Twój mąż...
    Ja juz zgromadzilam plik badan i w czwartek wyruszam do lekarza :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jakby nie patrzeć - prościej zbadać faceta, niż kobietę ;) dobrze, że M. jest nastawiony na badanie, więc problemu z nim nie będzie.
      trzymam kciuki za dobre wieści lub dobry plan działania ;)

      Usuń
  2. Jeśli można coś doradzić - wiele placówek ma istną fobię na tle gromadzonej przez siebie dokumentacji, ja na przykład z banalnej poradni "K" nie mogłam wydębić wyników moich własnych badań laboratoryjnych, jedyną opcją było zapłacenie za kserokopie tych dokumentów na zasadzie wypożyczenia ich na chwilę na miejscu. Obawiam się, że jeśli napiszesz z grzeczną prośbą do szpitala, na przesłanie kopii protokołu będziesz sobie czekać do ukichanej śmierci. Może pewniejsze byłoby osobiste udanie się do oddziałowego sekretariatu - większe szanse, że bez zbędnych fochów mogłabyś wypożyczyć właściwy papier, skserować sobie i oryginał zwrócić im na wieczną pamiątkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy mi właśnie strasznie nie po drodze do tego szpitala :( musiałabym brać extra wolne + mój M. również (bo ja sama tam nie dojadę :/)... dlatego na razie napisałam grzeczne pismo... zobaczymy czy coś ugram...

      Usuń
  3. Haniu, o co chodzi z tym protokołem? Nie dostałaś wypisu i na wypisie informacji o operacji?

    Co do przejścia na 'wyższy level' - nie rób absolutnie żadnych badań wcześniej, bo Twój nowy lekarz i tak zleci Ci takie jakie będzie chciał albo te stare z nową datą. Ja byłam w trzech prywatnych klinikach podczas mojej niekończącej się walki o ciążę (i miałam w nich kontakt z kilkunastoma lekarzami nim ostatecznie wybrałam jednego) - lekarze są naprawdę różni i wcale nie jest powiedziane, że będziesz musiała zrobić 300 badań nagle.

    To dobra decyzja, że zabierasz się za sprawę. Wiem, że trudna, bo trzeba się przyznać przed samą sobą, że rzeczywiście jest jakiś problem. Ale czekanie aż cud sam się uczyni może sprawić, że coś przeoczymy czasem.

    Jakbyś miała pytania co do klinik i lekarzy ja Ci mogę coś podpowiedzieć na terenie warszawy - chociaż sama nie jest może dobrym przykładem, bo problemy się mnożą a nie dzielą... W każdym razie wchodzisz na teren, który ktoś już na pewno wcześniej przeorał i nie ma sensu kopać się od nowa.

    Jesteś dzielna i bądź dzielna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dostałam wypis, oczywiście jest info o operacji, mam też wynik histopatologiczny, ALE... mój wynik tak naprawdę nie wniósł nic ciekawego do sprawy. Czytałam, że jest coś takiego jak protokół pooperacyjny i że właśnie w nim może być więcej informacji. Niektóre szpitale w dniu wypisu dają komplet dokumentacji. Niestety ten, w którym był - nic takiego nie daje sam z siebie, a że ja w tamtym momencie nie wiedziałam o istnieniu protokołu, więc nie zapytałam.. Dzwoniłam tam kiedyś, jedna babeczka była miła i podpowiedziała jak zrobić, żebym nie musiała tam jechać, ale niestety jej koleżanka zaprzeczyła, wykazała się nieprzeciętnymi biurokratycznymi zasadami i kazała mi jeździć 2 razy (żeby złożyć wniosek i potem podjechać po dokumenty).
      Chcę spróbować pisemnie, a nóż widelec pani będzie miała lepszy dzień i wyśle mi ten dokument ;)

      To prawda, nie jest łatwo przyznać samej przed sobą, że coś jest nie halo... bardzo nie halo... bo tym razem nie mogło się nie udać, a jednak się nie udało... M też mnie irytuje, bo jemu się wydaje, że wystarczy, że będziemy próbować, a na pewno się uda...ehhh
      Dzięki za ewentualną pomoc - na pewno skorzystam jeśli sytuacja mnie zmusi :)

      Usuń