Weekend był intensywny, bogaty w emocje, działania i przemyślenia.
Był też bardzo apetyczny i rodzinny, pachnący truskawkami, pysznymi obiadkami, świeżutkim ciastem, słodkim aromatem kwiatów czarnego bzu...
Trochę odpoczęłam podziwiając piękne widoki, trochę się zmęczyłam bawiąc małą Terrorystkę.
Obcowanie z nią dało mi sporo do myślenia.
Po raz kolejny doceniłam uroki nieposiadania dzieci.
Owszem, dziecko jest fajne - gdy jest fajne i grzeczne. Ale gdy ma tzw. "charakterek" sprawa nie wygląda już tak kolorowo.
Zdumiewa mnie chłonność dziecięcego umysłu, który koduje każdy gest i słowo, a także siła dziecięcej złości, przekształcająca się w szokujący amok... przyprawiający mnie o migrenę...
jak to ogarnąć z 1, 2, 3....5 dzieci?
zagadka.
taaaaak...dzieci są bardzo interesującym obiektem obserwacji ;]
lubię.
lubię takie dni.
Nie mam zbytnio porównania bo dość mocno wycofałam się z życia rodzinnego i towarzyskiego, ale ostatnim razem gdy zabawiałam 3 letnią Helenkę najbardziej ujęły mnie Jej słowa wypowiadane do rodziców gdy odjeżdżała: ja lubię ciocię Asię! No cud miód malina dla moich uszu :)
OdpowiedzUsuńA tych apetycznych obiadów i pyszności szczerze zazdroszczę ;)
heh... Mała Terrorystka też zaskoczyła mnie, gdy w ferworze zabawy nagle stanęła przede mną i patrząc prosto w oczy krzyknęła: "Lubię Cię!" ;)
Usuńaż parsknęłam śmiechem ;)