czwartek, 27 sierpnia 2015
Nieplanowana komplikacja.
Umówiliśmy się tydzień temu,
jednakże wtorkowy telefon zmienił plan.
zatem nie mając większego wyboru
dokonałam wszystkich niezbędnych czynności
usadowiłam się wygodnie,
ponownie przeczytałam instrukcję...
wbiłam igłę....
im głębiej się zagłębiała,
tym bardziej kapały łzy...
bo muszę to robić...
choć tak bardzo boli...
boli brzuch, serce i dusza...
bo za ścianą śmieją się małe "sąsiadziątka"...
bo za oknem chwiejnym, jeszcze niepewnym krokiem spaceruje maluch o cudownie niebieskich oczkach...
a ja jak jakiś ćpun - zamiast w żyłę - ładuję sobie strzykawę w brzuch.
*************************
wytarłam krew.
wytarłam łzy.
poszłam poodkurzać.
i zapasteryzować powidła.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zuch dziewczyna! Wierzę że kiedyś napiszesz: warto było przejść to wszystko! To kolejny krok w drodze po szczęście.
OdpowiedzUsuń:*
Jakiś krok na pewno. Tylko nie do końca wiem w którą stronę ;]
UsuńNie napiszę, że znam ten ból, bo takiej procedury nie przechodziłam, ale znam to uczucie żalu, że inni mogą normalnie się cieszyć ciążą... Przytulam. Trzymaj się. Warto powalczyć.
OdpowiedzUsuńTo już nawet nie chodzi o ciążę... tylko o to, że dopadła mnie ta cholerna choroba, przez którą muszę to wszystko przechodzić... i właściwie nie mam szans na wyleczenie, bo na nią nie ma leku...
UsuńDasz radę! Myślę i trzymam kciuki! Powodzenia!
OdpowiedzUsuńJesteś taka dzielna;*
OdpowiedzUsuńUściski
Pewnie dusza i serce bolą bardziej niż brzuch.
OdpowiedzUsuńPrzytulam
tak... zdecydowanie tak...
Usuń