Wróciłam szczęśliwa, że mam to za sobą..
zabieg trwał długo i był skomplikowany..
jednak wieści nie są najlepsze..
w środku masakra...
wszystko pozrastane ze wszystkim.
znowu.
endometrioza IV stopnia... najcięższa...
zemdliło mnie po przeczytaniu rozpoznania na wypisie...
"niezłośliwy nowotwór jajnika"...
plus coś tam jeszcze..
przeczytałam to dopiero w domu, więc nie miałam okazji zapytać gina..
dopytam za tydzień jak pójdę zdjąć szwy...
noc była ciężka...
nie tylko przez ból wszystkich wnętrzności..
ale też zroszona łzami...
gdzieś na tym samym piętrze ciągle płakały noworodki..
choć lekarz stara się zarazić mnie dużą dawką optymizmu
moja nadzieja powoli gaśnie...
Tak mi przykro. Trzymam Cię za łapkę. I cicho powtarzam, że cuda się zdarzają.
OdpowiedzUsuńDzięki Isa... trzymanie za łapkę jest mi teraz bardzo potrzebne...
Usuń:*
nie wiem, co powiedzieć... więc przytulam wirtualnie... wierzę, że to nie tak ma się skończyć, więc nie pozwól, by w Tobie nadzieja umarła...
OdpowiedzUsuńdzięki :*
UsuńTeż tak leżałam na oddziale, i ruszyć się nie mogłam, i te płaczące dzieci słyszałam, i pikanie KTG do spazmów mnie doprowadzało, i płakałam nad myślą, że to nie ma sensu. Wciąż coś. Wciąż jakieś kłody pod nogi...
OdpowiedzUsuńWiesz, Haniu, reanimuj tę zołzę - nadzieję.
To wredna wywłoka, która zdaje się zamęczać człowieka. Ja jej szczerze nie cierpiałam, bo była niczym respirator dla nieboszczki, ale... jak gasła, panikowałam.
Bez niej jest jeszcze trudniej.
Tak więc, uwierz.
Choć to cholernie trudne.
Leśna, mam wrażenie, że byłaś tam ze mną na oddziale - właśnie dokładnie tak było..
Usuńpóki co tkwię w jakimś zawieszeniu... wewnętrznie zastygłam...
czas na łzy jeszcze będzie, tak czuję...
może na reanimację nadziei też.. kiedyś.
Haniu, przykro mi. Na pewno coś jeszcze da się zrobić, skoro lekarz jest optymistycznie nastawiony. Odpocznij i ożyw nadzieję. Razem się nie poddamy.
OdpowiedzUsuńzabawne, ale w tym wszystkim lekarz cały czas twierdzi, że będzie dobrze, że będę mamą, tylko muszę na razie postawić na leczenie, żeby się na dobre uporać z tą endofrancą.
Usuńon ciągle wierzy.
Mój doktorek tez wierzył bardziej ode mnie! I miał rację! Gwoli pocieszenia, powiem jeszcze, że mam koleżankę, która po endometriozie (nie wiem co prawda, którego stopnia), na kawałku jednego jajnika (jeden usunięty, drugi mocno okrojony)zaszła w ciążę i szczęśliwie donosiła :)
Usuńowszem, sporo dziewczyn z endometriozą zachodzi w ciążę... tylko, że u mnie choroba opanowała wszystko.. jajniki, jajowody, jelita, pęcherz, otrzewną, zatokę Douglasa, itd...
Usuńnaprawdę zastanawiam się jak to możliwe, że mając taki syf w brzuchu ja czułam się naprawdę dobrze...
ale doktor wierzy.
z autorytetami się nie dyskutuje ;]
Haniu, ja też wirtualnie przytulam. Ale wierzę, że Cię jeszcze "ponaprawiają". Jakkolwiek to (głupio) brzmi, i pomimo że medycyna wszechmocna nie jest, to mimo wszystko już co-nieco potrafią... i naprawią! I tak jak pisze Leśna - bez nadziei jest jeszcze trudniej.
OdpowiedzUsuń:-*
:*
UsuńHania :( Mocno Cię przytulam :(
OdpowiedzUsuńZ tego, co piszesz, jesteś w dobrych, fachowych rękach.
Ja w cuda średnio wierzę, ale wierzę w medycynę, naprawdę.
I jakby co, to będę wierzyć za Ciebie.
A ten nowotwór niezłośliwy jajnika, to pewnie torbiel, co?
Wpadnij na wino/soczek wieczorem. Możemy sobie razem popłakać ;)
Myślę, że o torbiel właśnie chodzi, może na wyniku hist.-pat. coś więcej będzie.
Usuńmam nadzieję, że to fachowe ręce... kiedyś w końcu trzeba na nie trafić..
:*
Przytulam;*
OdpowiedzUsuńA nadzieję mam nadal, że Ci się uda. Po prostu innej opcji nie biorę pod uwagę.
:*
UsuńHaniu, bardzo mi przykro.
OdpowiedzUsuńZaufaj lekarzowi. Na pewno wie, co mówi. Nie rozbudząaby w Tobie nadziei, gdyby było inaczej.
Sredeczności
staram się ufać, tylko to coraz trudniejsze....
Usuń