Słyszałyście? czytałyście już?
uderzyło mnie to przed chwilą prosto między oczy.
ale zapewne nie tylko mnie.
są nas setki, tysiące, może miliony...
tak się zdarzyło, że mimo najlepszych chęci, naszych i lekarzy,
mimo diet - cud, uprawiania sportu, seksu i zdrowego trybu życia,
mimo łykania witamin, suplementów,
mimo wiary i optymizmu, hormonalnych huśtawek,
mimo wydeptanych setek kilometrów do gabinetów,
zrobionych kolejnych bolesnych, niekomfortowych badań
nie udaje nam się sprawić tej niby najprostszej, najbardziej naturalnej na świecie rzeczy:
-
zajść w ciążę.
nie mamy wpływu na to, co dzieje się z naszym organizmem.
niepłodność niszczy duszę, psychikę,
niszczy nas jako kobiety, niszczy małżeństwa i związki...
ostatnią deską ratunku pozostaje bardzo drogie leczenie metodą IVF.
która nie jest ani łatwa, ani przyjemna, ani nie daje 100 % gwarancji, że się uda...
ale jest ostatecznością - więc się jej łapiemy... bo nic więcej nam nie pozostaje.
poprzedni rząd wyciągnął do nas rękę - zrefundował IVF,
i choć jego koszt nadal daje po kieszeni - wiele par skorzystało,
wielu się udało.
doczekali się swojego Małego Wielkiego Cudu.
dziś słyszymy, że to koniec łaskawości,
nowy rząd wie lepiej co ważne i ważniejsze...
są inne sprawy, inicjatywy - "500 zł na każde dziecko" trzeba jakoś zrealizować..
z każdej strony padały pytania jak nowy rząd zamierza to zrobić.
no to już wiemy.
przeraża mnie, że większość Polek i Polaków wybrała ten rząd.
rząd, który odbiera ostatnią nadzieję.